Dzialo się dzisiaj troszke.. wszystko przez to, ze często zapominam jacy potrafia być ludzie, ze nie można im ufac, ze trzeba trzymac dystans.. Dzis o maly wlos stracilabym dobrego kumpla.. i niezly zadatek na Przyjaciela.. Już prawie wszystko odkrecone, wyjasnione.. ale pozostal jednak pewien niesmak.. niesmak poczucia, ze poczulam się zabawka w jego rekach.. Może i chcial dobrze, ale takich rzeczy się nie mowi.. albo chociaz nie w ten sposób.. tak nie można krzywdzic ludzi, tak od wlasnego widzi mi się..
Tak, to ja jestem za bardzo ufna i naiwna, a jednak wciąż wierze w ludzi, daje im i sobie kolejne szanse.. a jednak na koniec obrywam.. i znow zaczynam od poczatku, nie potrafie uczyc się na bledach..
Dzis znow poczulam jak to jest być nikim, być sprowadzonym do parteru.. i co najwazniejsze gdy „Przyjaciel” nie chce z toba gadac.. to przykre..
Może i za bardzo zaczynam się izolowac, mam coraz mniej czasu dla kumpli i może dlatego przestaje ich rozumiec.. ale w sumie dlaczego oni nie chca nigdy niczego wyjasniac? Np. odchodza, nie mowiac dlaczego? Czy na to nie zasluguje? przynajmniej na to jedno zdanie? czy to wielkie wymagania?
Hmm qrcze co ja tu robie? przeciez niedlugo znow ktos mnie zgnoi, pobawi sie, rzuci w kat a potem powie: "wybacz"..