koniec.. teraz naprawde
wczoraj mi sie wykasowalo.. a potem juz nie chcialam do tego wracac..
nie udaje mi sie.. wszystko idzie nie tak, jak powinno.. nawet egzam na P.J. oblany.. nawet nie zdazylam wsiasc do autka..potem caly dzien chodzilam struta, jak mozna zrobic tak podstawowy blad..ech.. a swoja droga "tramwaje" nie sa tym, co tygryski lubia najbardziej..
wczoraj za to inny dol.. tradycyjny..sluzbowy.. wódz chciał mnie wylac, wyrzucic "na zbity pysk" tyle tylko, ze nie ma skąd poniewaz ja juz tu nie pracuje oficjalnie..
poczulam sie taka malutka.. zdradzona, oszukana, wykorzystana.. Jak inaczej czuć sie po 5 latach pracy, starania sie, poswiecen gdy ktos was potem was sponiewiera?.. jak zwykle wszystko okazalo sie moja wina.. to, ze D. chce odejsc, i wszystko inne.. jak? a jesli odejde? ciekawe na kogo bedzie zwalal wine..
juz dzis sie troche uspokoilam..wczoraj az mam przyniosla mi proszka.. nie wzielam oczywiscie - nie bede sie przez jakiegos szefa szprycowac..
a propos mam - strasznie sie kumplujemy ostatnio.. jutro zabieram ja na kawusie i do kina.. tak z okazji jej urodzin.. bardzo sie ucieszyla.. a i ja czasem jednak lubie isc z kims a nie wciaz samotnie...