monday..tuesday..wednesday.. ONEDAY
Lece jutro. o 20.40 bede w plonacej Grecji. Moraki kilka razy zmienial zdanie co do mojego przyjazdu. ale obiecalam, ze bede grzeczna, ze niczego (no ok -niewiele) nie oczekuje itd itp
Biedactwo jest naprawde w depresji i raz chce, zeby przyjechac, a po chwili potrafi napisac "pliz cancel it.." Boi sie -ale czy ja nie mam juz prawa do milosci?
Czasem zastanawiam sie czemu bylam taka glupia, zeby mu powiedziec. i choc milosc powinna byc na dobre i na zle, czemu ja wciaz mu wybaczam to traktowanie mnie jak osobe umierajaca.. badz tredowata.
On sie boi, ze mnie straci... hmm ale ja sie nigdzie nie wybieram.. a umierac tez nie umieram.. a na wypadki.. no coz, na nie nie mamy wplywu..
Mam tylko 5 dni, zeby mu pokazac jak bardzo mi na nim i jego szczesciu zalezy.. 5 dni, zeby sprawic, zeby 6 dnia zatesknil i brakowalo mu mojej obecnosci.. 5 dni by zaczarowac przyjaciol, zeby mi potem pomogli.. niestety nie 5 dni, zeby rozmawiac o uczuciach, bo to moze go zdolowac..
On wie, ze mam racje. Zadaje pytania jak wyszkolony psycholog. Zeby pomyslal i sam wypowiedzial te rzeczy, ktore sa prawdziwe.. zeby trafily to mozgu..
Zalezy mi na nim.. i juz sie martwie, ze niczego ten wyjazd nie zmieni..