to, co zostaje..
Moze wlasnie trzeba wyjechac gdzies daleko, by taknaprawde cos zmienic? Moze trzeba zmienic otoczenie, ludzi wokol..? Przeciez zawsze w razie czego pozostaje ta furtka powrotu? Nawet pisanie moze pozostac.. Pozostana kafejki, choc ich nie lubie.. pozostanie notes w autobusie... Jedynie jak sie wraca - to nie pozostaje nic.. ludzie sie zmienia.. a mnie nie bedzie by przeszla ta zmiana lekko i niezauwazalnie.... Wciaz sie zastanawiam.. nawet moj prezesik uwaza, ze moje zarty sie chyba skonczyly i mowie powaznie o wyjezdzie... Zastanawiam sie.. tylko szkoda, ze nie mam z kim o tym pogadac tak naprawde, by mi ktos doradzil... podniosl na duchu... ech.. moja biedna glowka..